czwartek, 17 października 2013

Oneshot - "Miracle"

  Uchyliła drzwi do kościoła, przekraczając jego próg z mieszanymi uczuciami. Nie była zapaloną miłośniczką kościoła, ledwo pamiętała jak on wygląda w środku. Nie wierzyła w Boga; gdyby miała wybierać gdzie pójdzie po śmierci, wybrałaby piekło. W nie też nie wierzyła, jednak to właśnie ono wydawało się dla niej najlepszym miejscem dla takiej grzesznicy jak ona. A jednak teraz, w obliczu tych wszystkich problemów, które ją dosięgły przyszła do kościoła, by prosić o pomoc. By prosić o pomoc tego, którego teraz tak mocno nienawidziła. Bo przecież, jeśli Bóg istnieje, to nie pozwoliłby jej rodzicom tak po prostu zginąć, prawda?
   Kościół był pusty. Tak się przynajmniej wydawało na pierwszy rzut oka. Na ołtarzu, wśród kolorowych promieni światła, wpadających do środka przez witraże w oknach siedziała postać. Miała ciemne włosy, ubrana była na biało, a z pleców wyrastały jej... skrzydła. Victoria nie wierzyła własnym oczom. Anioł...?, pomyślała, jednak szybko odrzuciła tą myśl. Przecież anioły nie istnieją. A nawet jeśli tak, przecież nie mają swojej własnej postaci. To duchy. Bezcielesne, kolorowe światełka; tak mówił ksiądz na lekcjach religii.
   Poczuła w sobie chęć nawrzeszczenia na tego faceta za to, że siedzi na świętym miejscu. Ruszyła w jego stronę, układając w myślach całą formułkę swojej przemowy. Jednak, w tym samym momencie, w którym postawiła pierwszy krok, głowa nieznajomego obróciła się w jej stronę. Victorii zaparło dech w piersiach.
   Był piękny. Jasna, niemal mleczna karnacja, delikatne rysy twarzy, pełne, wydatne usta, duże, ciemne oczy z długimi, grubymi rzęsami i lekko opadające na nie szatynowe włosy nadawały mu wygląd niezwykle pięknej i delikatnej porcelanowej lalki. Takiej, której boisz się dotknąć, by nie rozpadła się pod twoim dotykiem.
   Victoria nie mogła oderwać od niego wzroku. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziała tak pięknego chłopaka. I gdyby nie fakt, że jako pierwszy postanowił się odezwać, patrzyłaby na niego chyba przez całą wieczność.
  -Witaj, Victorio. - powiedział. Jego głos był melodyjny i prawie tak samo delikatny, jak jego twarz.
  -S-skąd znasz moje imię...? - zapytała niepewnie, wciąż nie potrafiąc zdjąć wzroku z chłopaka.
  -Jestem twoim aniołem stróżem. Raczej powinienem wiedzieć o takich rzeczach, prawda?
  -Co? Aniołem stróżem? - chłopak kiwnął głową. - Anioły nie istnieją. Poza tym, gdybym miała anioła stróża, to chodziłabym do kościoła, czyż nie?
  -Nie mamy prawa zmuszać swoich podopiecznych do wyznawania wiary. To, czy ktoś będzie chodził do kościoła zależy tylko od tej osoby, nie od nas. Ale mimo tego, Pan dalej was kocha i chce dla was jak najlepiej. - wyjaśnił, schodząc z ołtarza. Oczy Victorii rozwarły się szeroko i poczuła jak w środku niej coś zaczyna się gotować.
  -Najlepiej...? - wymamrotała – Chyba sobie żartujesz. Moje życie to piekło, a ty mi mówisz, że ten cały twój Bóg chce dla nas jak najlepiej!? Skoro jesteś moim aniołem stróżem, to na pewno wiesz, że moi rodzice zaginęli kilka dni temu. Może nawet nie żyją. Ludzie z uczelni zaczęli mnie nienawidzić i nawet nie wiem za co. Poza tym, wczoraj przyszła poczta z banku, że mamy zapłacić astronomicznie wielką sumę w ciągu trzech dni, albo przyślą komornika. Moje życie jest gorsze niż piekło, a ty i tak masz czelność mówić mi takie rzeczy... jesteś strasznie okrutny jak na anioła...
   Im dłużej mówiła, tym więcej łez spływało po jej policzkach. W tym momencie nienawidziła siebie za rozklejenie się przed jakimś nieznajomym, jednak nie dała rady powstrzymać wypływających z niej uczuć. Gromadziły się w niej od kilku dni, jednak nigdy nie pozwoliła im ujrzeć świata zewnętrznego. Aż do dzisiaj. Nagle poczuła delikatny dotyk dłoni na swoim policzku.
  -Nie płacz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wróć do domu i czekaj. - wyszeptał i w ułamku sekundy rozpłynął się w powietrzu. Victoria stała tak jeszcze chwilę, roztrzęsiona, zszokowana i zdezorientowana, po czym wróciła do domu, tak jak kazał jej anioł stróż.
   W niewyłączonym wcześniej telewizorze leciały wiadomości. Victoria już miała go wyłączyć, gdy nagle podano informację, że zaginiony samolot, którym lecieli jej rodzice został odnaleziony, a jego pasażerom nic nie jest.
   Od tamtej pory jest w kościele co niedzielę, modląc się do swojego anioła.

1 komentarz: